środa, 17 czerwca 2015

"Złota lilia" (rec. 100)


Tytuł: Złota lilia
Tytuł oryginału: The Golden Lily
Seria: Kroniki krwi (tom 2)
Autor: Richelle Mead
Tłumaczenie: Monika Gajdzińska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 432
Data wydania: 13 lutego 2013











Richelle Mead jest amerykańską pisarką, autorką głównie książek fantasy oraz powieści dla młodzieży. W Polsce ukazały się jej cztery serie - Georgina Kincaid, Czarna Łabędzica, Akademia Wampirów oraz Kroniki krwi. Złota lilia jest drugim tomem przygód alchemiczki Sydney Sage, którą mieliśmy możliwość poznać w Akademii Wampirów.


Sydney ma nadzieję, że w Palm Springs zapanował spokój. Jej zadaniem jest opiekowanie się Jill, morojską księżniczką i utrzymywanie miejsca jej pobytu w tajemnicy. Nie jest to jednak proste. Lia pragnie pokazać światu wyjątkową urodę Jill, a morojka chętnie zostałaby modelką, nieświadomie skazując się tym samym na śmierć. W ochronie księżniczki pomagają Eddie oraz Angeline, której również ciężko pogodzić się z życiem w cieniu. Wkrótce do grupy dołącza Dymitr, który wraz z Sonią chce wyjaśnić, dlaczego osoby, które zostały strzygami i wróciły do swej dawnej postaci, nie mogą znowu się nimi stać. Sydney wydaje się coraz więcej łączyć z Adrianem, lecz czy Brayden, który wydaje się wprost stworzony dla alchemiczki, nie zniszczy ich relacji?
Sydney jest zagubiona, bo jednocześnie coraz bardziej lubi nowych przyjaciół i wie, że złota lilia zawsze będzie jej przypominać, jaka dzieli ich przepaść. Czy Sydney zaufa swojemu sercu, czy będzie kierować się wpajanymi jej od zawsze zasadami?


Szczerze mówiąc, dobre książki młodzieżowe czyta mi się najlepiej i recenzuje najgorzej. Co takiego jest w tych kilkuset stronach zapełnionych głównie dialogami, których nie umiem opisać, nie potrafię wyróżnić ich bohaterów, nazwać relacji między nimi? Czemu tak przyjemnie się to czyta, czemu tak mi się podoba, skoro tak naprawdę nie ma w tym niemal nic, co zasługuje na szczególną uwagę, co mogłabym wyróżnić w tych kilku zdaniach, jaką jest recenzja?

Ale książki Mead mają coś w sobie. Może to niepowtarzalni bohaterowie, których uwielbiam i do których zawsze chętnie wracam. W Złotej lilii, tak jak i w Kronikach krwi narratorką jest Sydney, która zmienia się wraz z każdą kolejną stroną. Już od dawna toczy się wojna między Sydney, która jest wierna nauczaniom alchemików, temu, co wpajano jej przez całe życie, która zna cenę, jaką jest złoty tatuaż a Sydney, która pragnie podążać za tym, w co wierzy, która w relacjach ze swoimi podopiecznymi pragnie czegoś więcej niż chłodny profesjonalizm. Już od dawna lubię jej charakter i dziwactwa - jej strach przed cukrem sprawia, że jej postać jest bardziej wyrazista i realna.

Adrian jest jednym z tych książkowych facetów, których kochają WSZYSCY. I ja przepadam za jego osobą, niemal każda scena, w której się pojawiał, sprawiała, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Uwielbiam jego charakter, jego postawę niegrzecznego chłopca, wiecznie żartobliwego i ironicznego, który w niektórych sytuacjach umie jednak pokazać swoją delikatniejszą naturę. Dzięki tej książce pokochałam go jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe.
Nie mogę oczywiście zapomnieć o Braydenie, czyli chłopaku, którego imienia nie mógł zapamiętać prawie nikt. Na początku rzeczywiście idealny, uroczy i bystry, potem zaczął się zmieniać w niezwykle irytującego i sztywnego faceta. Jego relacja z Sydney była dziwna, lecz kocham, po prostu kocham fragment ich ostatniego spotkania. Nie wyobrażam sobie, bym nie mogła o tym nie wspomnieć.

Złota lilia jest napisana prostym językiem, czyta się ją swobodnie i szybko - jak niemal każdą młodzieżówkę. Pióro Mead znam od dłuższego czasu i tak naprawdę nie mogę go ocenić. Nie jest złe, wręcz przeciwnie, ale cały czas czegoś w nim brakuje. To po prostu nie mój styl. Dialogi są jednak bardzo luźne i realistyczne; to wielki plus tej powieści.

Jeśli chodzi o akcję, to nie ma jej aż tyle, ile można by się spodziewać. Cała książka skupiona jest głównie na Sydney i jej problemach. Jill została odrobinę pominięta. To nie oznacza jednak, że ominą was zwroty akcji i zmagania Sydney z kimś, kto może mieć niebezpieczny wpływ nie na jej życie osobiste, lecz na życie i bezpieczeństwo morojów. Ten wątek pozostawił wiele pytań, na które odpowiedzi mam nadzieję znaleźć w następnych tomach serii.

Chyba powinnam wspomnieć o relacji Adriana z Sydney. Mogę tylko powiedzieć, że czasami płakałam, a czasami się śmiałam. Jednak i tak moje serce pozostaje rozbite.

Podsumowując, Złota lilia mi się spodobała i mogę śmiało stwierdzić, że lubię twórczość Mead. Jeśli znacie i lubicie jej powieści, ta recenzja nie jest wam tak naprawdę do niczego potrzebna. Ja z czystego sentymentu nigdy nie byłabym w stanie porzucić tej serii. Zresztą, łączy mnie z nią więcej niż tylko sentyment. Możecie więc być pewni, że wkrótce usłyszycie o Magii indygo.


Ocena: 7/10.

2 komentarze:

  1. Nie znam jeszcze twórczości tej autorki, ale chętnie poznam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno, dawni temu czytałam inną książkę Mead i nic z niej nie pamiwtam. Złowa Lilia mnie nie interesuje :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! Każdy z nich jest dla mnie niesamowicie ważny, podnosi mnie na duchu i motywuje do dalszej pracy :)

Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście nie zostawiali mi spamu i nie wyzywali nikogo. Jeśli zauważycie błąd - piszcie śmiało! Nie bójcie się krytykować - wszystkie uwagi przyjmuję i czerpię z nich naukę.